CHŁOPI
WŁADYSŁAW REYMONT
Sięgnęłam z radością po lekturę szkolną Noblem uhonorowaną – „Chłopów” Władysława Reymonta. Pamiętam z podstawówki jeszcze, jak wciągnęła mnie ta lektura po uszy i oczarował sposób, w jaki autor namalował świat lipeckiej wsi. Podobna z grubsza, jeśli chodzi o wybór tematu, a czytana już w liceum lektura „Nad Niemnem” nie miała już dla mnie tej siły wyrazu i nie tak mocno wciągała w sposób myślenia przedstawianych postaci (o „Nad Niemnem” napiszę na końcu, pozytywnie – nie zamierzam odmawiać zasług Orzeszkowej).
Reymont, portrecista polskiego społeczeństwa, samouk i człowiek wielu zawodów, który sam znał smak biedy, to jeden z moich ulubionych pisarzy. Porusza mnie w „Chłopach” ekspresja opisów przyrody, budzi współczucie twardy los mieszkańców Lipiec, wręcz walka o przetrwanie. Przeplata się tu metafizyka i realizm.
Za pierwszym razem, gdy czytałam „Chłopów” (gdzieś w
podstawówce), najbardziej urzekł mnie sposób przybliżenia bohaterów – tak
plastyczny i bliski, jakby byli tuz obok nas. Czytając teraz jako osoba
dorosła, mam refleksję jak widać tu łańcuch wyborów poszczególnych bohaterów i
wpływanie na innych w ramach wspólnoty. Niemal hermetycznej, bo większość akcji
dzieje się wewnątrz jednej wsi.
Możemy się tu delektować całą przebogatą galerią postaci, z których żadnej
nie brakuje wiarygodności psychologicznej.
Jagna (niektórzy mogą powiedzieć – sprawczyni zamieszania – ale moim zdaniem nie, nie jedyna!) przypomina wezbraną wiosną rzekę, nieznającą słowa „stop”. Matka (Dominikowa) wychowała ja dyrektywnie, do „nie-myślenia”, widzimy, że na progu dorosłego życia jest trochę jak cielątko, bez własnego zdania. Jagna jest wrażliwa na piękno, wyczarowuje piękne rzeczy, ozdoby świąteczne etc. Chciałoby się rzec, pociągają ja nie tylko męskie uroki. Żyjąc współcześnie, mogłaby zostać artystką i zająć się rzemiosłem – zamiast dać się wydać za Macieja Borynę „za morgi”. Może poszłaby do szkoły plastycznej?
Maciej Boryna, wybuchowy i nieskłonny do ułożenia się z dziećmi
co do majątku, doprowadza syna Antka do rozpaczy.
Antek Boryna, człowiek sfrustrowany i żonaty, który Jagnę uwiódł (sama za nim –
a na pewno z początku – nie biegała, zauważmy) na końcu umył ręce, kiedy wieś umyśliła
ją wyrzucić, choć liczono się z jego głosem.
Organiścina to dopiero czarny charakter – i jest to bardzo ciekawe, bo Reymont sam był…synem organisty właśnie. Taką zapowiedzią finałowej akcji z Jagną jest wyrzucenie z domu organistów w środku zimy ciężarnej Magdy.
Widać, jak w ramach wspólnoty jedni oddziałują na drugich. Nie
tylko jednak zło, ale i dobro się rozlewa, popychając innych do decyzji.
Na przykład Roch, wspierający dyskretnie i ofiarnie cala społeczność, hamujący
niezdrowe zapędy i podnoszący na duchu. Albo biedna Agata, pokornie znosząca
swój los, z jednym tylko marzeniem, by godnie umrzeć wśród swoich.
Bardzo ciekawa jest postać Hanki Boryny, która na kartach powieści przechodzi ewolucję z lamentującej „gąski” do gospodyni zdolnej poradzić sobie w kryzysie – zdrada męża, opuszczenie, bieda. Poruszające jest, że mimo zupełnie naturalnej w tej sytuacji złości wobec kochanki męża, potrafi tez widzieć Jagnę jako człowieka i nie daje się pochłonąć nienawiści. Choć ma się kobieta na co wściekać i ma swoją konkretną krzywdę, nie jest tak bezwzględna jak organiścina, która po prostu realizuje własny interes „po trupach”.
Cala galeria postaci tak żywo namalowana! Jak się to czyta, to w końcu (u mnie już gdzieś pod koniec części „Zima”) nawet i myśleć zaczyna się gwarą i doceniać, że na własnym talerzu pojawia się jednak zwykle nieco więcej niż ziemniaki z omastą …
Na temat najnowszego filmu nie jestem w stanie się wypowiedzieć, bo go nie widziałam. Serial „Chłopi” w reżyserii Rybkowskiego nie oddaje w pełni walorów powieści. Tuż przed planowanymi zdjęciami swój udział odwołała Anna Seniuk (to byłaby Jagna z krwi i kości!). Obsada jaką ostatecznie widzimy jest dla postaci głównej bohaterki nie do końca trafiona (poza urodą to psychicznie z Jagny tam nic nie ma). Choć scena śmierci Boryny („ziemia”!) robiła wrażenie. Film nie odda odczuwania świata przez bohaterów, słuchania ich myśli, tak jak książka.
Ale są wyjątki! Dla kontrastu, ekranizacja „Nad Niemnem” jest genialna. Moja znajoma wraca do tego serialu regularnie, bo „pozytywistyczny klimat powieści nastraja ja dobrze do pracy”. Ja także zapewne nieraz jeszcze do filmu wrócę, bo pękam ze śmiechu w kluczowych scenach (omdlenia pani domu, „harbuz”). Jest tam plejada wspaniałych aktorów (Justyna, Benedykt), piękne ujęcia przyrody. Moim zdaniem jest to ten rzadki przypadek, w którym dzieło napisane nie tylko nie traci na ekranizacji, a wręcz zyskuje.